niedziela, 20 marca 2011

iskra

wczorajszy dzień dał nam cień nadziei.Że to co robimy ma jakiś sens i być może kiedyś te nieszczęsne kłopoty się skończą.
Jutro lub pojutrze czeka Osobistego bardzo ciężka rozmowa.Takie być lub nie być.
Gdyby nie dzieci ,nie mama ,wybrałabym opcję - nie być.Zawsze można robić coś innego,ale ich nie mogę zostawić na pastwę losu.
To proszę o flujidy - co prawda takie tam trzymanie kciuków gówno warte jest ponoć ale jednak po głębokim zastanowieniu,pomyślałam że jeśli ktoś dla MNIE robi to SPECJALNIE,to może zadziałać ! :)
Dziś ładowałam baterie na spacerze z Rudą.Najpierw wpieniłam się na nią totalnie.
Mogłam w parku rudkować i gwizdać do bólu a ona i tak wolała biegać po skarpie i wąchać ślady ;>.Wkurzona na maksa podbiegłam do niej,zapięłam smycz i pól parku przeszła (wyrywając się) przy nodze na krótkiej smyczy.Poza zasięgiem ludków , znów ją spuściłam i chciałam się pobawić w rzucanie patyka.Taaaa wolała buszować po krzaczorach i WĄCHAĆ ŚLADY ;>.
Potem był ten czy też ta cholerna suka,dwa razy większa od Rudej - ależ prosz pani,ona nic złego nie zrobi,chce się bawić jest młoda.
Naprawę ? Psisko sięgające mi do pasa !!! zaczynało być naprawdę agresywne,kły,ślina,warkot i biedna uwięziona na smyczy Rudka nie miała jak się obronić,choć pokazywała psicy że chce pokoju.Przestraszyłam się nie na żarty ale broniłam suni jak niepodległości.Opieprzyłam gościa , bo o mały włos i mnie by się od tamtej psicy dostało;/.
A potem było MIŁO.
Pojawiła się dziewczynka z takim - no bo ja wiem? szpicem miniaturką.Rudce miedzy nogami smrygał:).Ale jaki był zwinny!
Patyki jej sprzed nosa zabierał:)
Nim moja sunia wyhamowała ,to ten kurdupelek już zagarnął łup:).