niedziela, 5 listopada 2017

widok z mojego okna

nad tą pracą też ślęczałam ( jakie dziwne słowo ale chyba oddaje to co czułam szyjąc i nie szyjąc ) sporo czasu. Nie tyle ile nad Motylami (dwa lata) ale też kawałek czasu minęło....
O tu ---->>>>OKNO opisuję moment nad którym się zacięłam aż do dziś....
Jestem zadowolona



Niestety,nie widzę z okna nieba....paskudne bloczydło mi go zabrało...
W lecie szumi mi drzewo i szaleją jeżyki.
Gorzej jesienią i zimą.Stado wron,kawki i czasem sroki....

koszyczek z króliczkami

ktoś poprosił mnie - uszyjesz? No jak nie jak tak? I zabrałam się do pracy. Zapomniałam że to niełatwe zadanie.Oj,niełatwe.



Szycie króliczków to przyjemność jest ale wszywanie dna ...

Noooo a nabijnie uchwytów!!!

Do teraz bolą mnie kciuki a raczej opuszki kciuków.Dlaczego akurat one? Bo nimi naciągałam maleńki otworek w pasku który nabijałam włókniną....

Ale z efektu jestem bardzo zadowolona .

Listwę dolną,kolorowy pasek przy dnie koszyczka przyszywałam ręcznie.