wtorek, 6 września 2011

no i wyszło mi że koszule...

nocne.
Sny się pojawiają,potem znikają,nie są jakoś dramatyczne,raczej związane z przeżyciami dni wycieczkowych-rowerowych.
Córka po nocy z gorączką 40 stopni (no,dobra 39,8)i po przespanym dniu,długo nie mogła zasnąć.My jakoś też.
Spotkanie w kuchni przy kubkach ciepłego mleka z masłem i miodem,a potem jeszcze leżenie długo w noc i rozmyślanie.
Nie wiedzieć czemu jedna z klapek pamięci otworzyła się na dzieciństwie , takim bardziej już młodzieżowym;).I letnich nocach tamże.
Wykrochmalonej , pachnącej,białej pościeli ,kołdra w kopercie z koronką,zwiniętej w nogach i wełnianym beżowym kocu w niebieską kratę.I koszuli nocnej szytej rpzez matkę z kory.
Ale nie takiej jak teraz,tej marketowej brrrr.Mięciutkiej,miłej w dotyku,przytulaśnej,cieniutkiej,przewiewnej kory.
Szaro-błękitne tło i maleńkie czerwone różyczki.
I jak wtedy czułam się BEZPIECZNIE.
Po cholerę ta dorosłość,co?